Czas na czytanie

Planowałam
jednego posta, ale kiedy zaczęłam grzebać w temacie okazało się, że temat rzeka…
No właśnie, bo będzie o rzeczach naprawdę długich, o książkach i serialach.
Zaczniemy książką.
W końcu
znalazłam czas, i zabrałam się za „Księgi Jakubowe”, jednak zaczęłam się
zastanawiać, czy jest to najgrubsza książka jaką mam w domu? Są grubsze? Hmm,
mam „Wzgórze psów” Żulczyka, „Małe Życie” Yanagihary… jest też najstarsza i
najpopularniejsza księga ludzkości – Biblia.
W sumie trudno
jest zrobić taki ranking najgrubszych książek, bo czy będziemy liczyć słowa,
strony i obrazki, wydania różnią się między sobą, więc liczba stron też. Będzie
więc tak umownie, dla porównania. No i nie obiektywnie, bo przecież w Chinach
lub w Indiach na pewno mają grubsze tomiszcza. Policzę klasyki. Właśnie, i
nagle okazuje się, że są opaślejsze książki niż te „Księgi Jakubowe” - 912 stron. „Ulisses” ma ich troszkę
mniej, bo 902, Scarlett O’Hara
przemijała z wiatrem aż przez 880 stron,
mniej potrzebował kapitan Ahab na Mobiego Dicka – 720. Mój ukochany Murakami napisał „1Q84” na 928 stronach, wcześniej wspomniany Żulczyk ze „Wzgórzem psów”
dojechał do 864 stron.

Są autorzy,
którzy jakoś często piszą opasłe tomiszcza, z klasyków królują Tomas Mann:
„Czarodziejska góra” – 798, „Buddenbrokowie”
– 736, „Doktor Faustus” – 984. Obecnie królem cegieł jest Stephen
King, ot, trzy jego książki mają ponad tysiąc stron: „Pod kopułą” – 1074, „To” – 1138, i to jeszcze nic bo „Bastion” ma aż 1152 strony.
Do pewnego czasu
tytuł najgrubszej wydanej książki należał do zebranych dzieł Agaty Christie
„The Complete Miss Mapple” – 4032
strony, rekord ten został pobity w 2010 roku książką o Obamie napisaną przez
Damiena Demetra – 5472 stron. Wydawać
by się mogło, że więcej się nie da - da się. W tym roku w lutym wydano 10080 stronnicową książkę „Shree
Haricharitamrut Sagar” pana Gyanjivandasji Swami, nie, nie czytałam jeszcze.
A jakby tak
policzyć jeszcze strony naszych ulubionych sag? Nie będę liczyła Harlequinów bo
oślepnę, ale „Grę o tron” chętnie policzę – 5 tomów jeszcze nie skończonych,
póki co 5534 stron razem. W liceum
czytałam „Harrego Pottera”, i tak okazało się, że przeczytałam 7 tomów czyli 4551 stron, i niech nikt nie mówi, że
dzieci nie czytają, bo najgrubszy tom Harrego miał 784 strony! I już myślałam, że niestety już nieżyjący Terry
Pratchett ze swoją sagą o Świecie Dysku – 41 tomów, pobił wszystkie rekordy, no
nie… Gdzieś tam w dalekiej Japonii siedzi sobie pan Kaoru Kurimoto, który od
roku 1979 pisze „Guin Sagę” do dziś wydał 145 tomów i nadal pisze…
A jaka jest
wasza najgrubsza przeczytana lub własna okupantka półki? Czytajcie, bo czasu
wiele!