Salve, Tannenberg!



Wyobrażenie rycerza pieszego (J. Szaniawski, Grunwald. Pole chwały)

              Szczęk mieczy, rżenie koni, głośne okrzyki ludzi. Piekące bezlitośnie słońce zsyła żar na nieprzebrane ilości ludzi przyodzianych w ciężkie zbroje, mające bronić ich przed razami wroga. Ze wszystkich stron słychać nawoływania w różnych językach, komendy padają szybko i zdecydowanie. Nie ma czasu do stracenia. Zaraz się zacznie. Być może najważniejsza bitwa w dziejach. Taka, której sława nie przeminie, aż do skończenia świata. Na twarzach wszystkich malują się podobne emocje: oczekiwanie, niecierpliwość, być może… strach? Już za chwilę wszystko się rozstrzygnie.
         Tak to sobie wyobrażamy, prawda? Kiedy pomyślimy o słynnym starciu sprzymierzonych wojsk Polski i Litwy z Zakonem Krzyżackim, większość z nas właśnie to widzi oczami wyobraźni. Dzisiejsze inscenizacje niewiele różnią się od bitwy sprzed wieków. Może poza jednym szczegółem. Współcześnie mówiąc „nieprzebrane ilości ludzi” mamy bardziej na myśli obserwujących, niż samych walczących. Ale od początku. Bitwa pod Grunwaldem (niem. Tannenberg) z 15 lipca 1410 r. była jedną z największych 
i najważniejszych w historii średniowiecznej Europy. To wszyscy wiemy. Naprzeciwko siebie stanęły połączone siły Korony Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego oraz oddziały państwa krzyżackiego. Razem kilkadziesiąt tysięcy ludzi, gotowych do ostatecznej walki. Bo wiele od niej zależało. Można śmiało stwierdzić, że to właśnie ona w dużej mierze ukształtowała naszą pozycję w ówczesnej Europie. To też wiemy. Ale ile wiemy 
o uczestnikach tej bitwy? Nie chodzi o tych znanych, jak Jagiełło, Jungingen czy Zawisza Czarny, których nazwiska czy przydomki zna każde dziecko. O nich wystarczająco dowiedzieliśmy się na lekcjach historii. Ale co wiemy o zwykłych żołnierzach? O tych szeregowych, z pozoru nic nie znaczących ludziach, których siła i męstwo miały duży (jeśli nie decydujący) wpływ na wynik walki? O prawdziwych rycerzach, o których napisano niejeden wiersz? Jacy byli naprawdę? Jak wyglądało ich codzienne życie? Przyjrzyjmy się.   
              Kto mógł zostać rycerzem? Znamy wiele romantycznych opowieści o ubogich, dzielnych młodzieńcach, którzy za swe bohaterskie czyny zostawali rycerzami. Chciałybyśmy w to wierzyć, ale rzeczywistość nie do końca tak wyglądała. Znaczący wpływ na to miał stan, z którego pochodził ochotnik, ponieważ zapewnienie synowi odpowiedniego przygotowania wiązało się z dużymi nakładami finansowymi. Szkolenie na rycerza rozpoczynano wcześnie, bo już w wieku ok. 7 lat. Najważniejsze było dbanie 
o budowanie tężyzny fizycznej i doskonalenie różnych umiejętności, głównie władania wszelkiego rodzaju bronią. Chłopcy zdobywali wiedzę również z zakresu jazdy konnej, łowów, czy nawet poezji. Podstawowego obycia z obyczajem dworskim oraz z codziennością rycerza, nabywali służąc jako giermkowie. Długie przygotowania i nauki kończyły się najważniejszym i najciekawszym etapem: pasowaniem na rycerza. Ta podniosła uroczystość była pełna rytuałów i symboli. Najważniejsze było otrzymanie miecza, no i oczywiście samego tytułu z rąk króla. Wiązało się to również ze złożeniem przyrzeczenia przed władcą, w późniejszych wiekach również przed Bogiem podczas specjalnej mszy. W ten sposób rycerze wstępowali w szeregi elitarnej grupy, tworzącej najważniejszy trzon królewskiego wojska.

Rycerze w pełnym uzbrojeniu (A. Bujak, Chwała Grunwaldu)
Walka z Wielkim Mistrzem Zakonu Krzyżackiego (A. Bujak, Chwała Grunwaldu)
                 



              Z wielu legend i opowieści o rycerzach i ich niesamowitych czynach wyłania się obraz dzielnego wojownika, pełnego najlepszych cech, takich jak: odwaga, honor, wierność, miłosierdzie, waleczność, pobożność, posłuszeństwo. Wymieniać można bez końca. Takim znanym i najbliższym nam rycerzem jest Zawisza Czarny, bohater bitwy pod Grunwaldem. O jego życiu i dokonaniach powstała niejedna legenda i namalowano niejeden obraz. Wychwalał go nawet kronikarz Jan Długosz, u którego jest on wzorem cnót. Jednak jak pokazuje historia, rycerze mieli również swoje wady. Jest wiele świadectw na to, że często bywali porywczy, chciwi, a nawet okrutni.
              A chcecie wiedzieć, ile żelaza nosił na sobie rycerz? Uzbrojenie rycerskie było ciężkie i  wymagało od płatnerza wielu umiejętności. Rzemieślniczy fach, którym zajmował się ów płatnerz to właśnie wykonywanie zbroi. Nie tylko dla ludzi, również dla koni. Mistrz płatnerstwa miał za zadanie tak połączyć wszystkie elementy zbroi, aby rycerz czuł się 
w niej naturalnie i swobodnie. Części, które składały się na pełną zbroję było wiele m.in.: naramienniki, napierśniki, nałokcice, nakolanniki i trzewiki. To tylko część z nich. Na głowę nakładano hełm,  na dłonie rękawice, a na nogi - nogawice. Oczywiście modele zbroi zmieniały się wraz z upływającym czasem, a przede wszystkim ze zmianami w orężu (np. wynalezienie broni palnej). Oprócz stalowych blach, które nosił na sobie rycerz, okrywano się także tunikami herbowymi i jakami. Na tuniki z wyszytymi herbami stać było tylko najbogatszych. Natomiast jaki - obcisłe kaftany, były bardziej rozpowszechnione. Nieodłącznymi atrybutami rycerza były również: ostrogi, miecz i tarcza. Pełna zbroja z XV wieku mogła ważyć nawet kilkadziesiąt kilogramów.


Wielki Mistrz, Ulryk von Jungingen (A. Bujak, Chwała Grunwaldu)


                 Rycerz oprócz wojowania uczestniczył także w uroczystościach dworskich 
i turniejach. Na tych ostatnich mógł zaprezentować  swoją świetność, a potrzebował do tego oczywiście kolejnej zbroi. Rynsztunek turniejowy był okazały, bogaty, pełen artystycznego wykonania. Zdarzały się nawet pozłacane pasy rycerskie. Jako ciekawostkę podamy, że  mógł czasami uratować życie. Przydawał się kiedy trzeba było zapłacić za długi albo za podróż. Wiadomo, im bogatszy właściciel takiego pasa, tym był piękniej zdobiony, wysadzany kamieniami szlachetnymi – słowem był po prostu kosztowniejszy. Na co dzień rycerz odziewał się w jaki i kaftany, które z czasem przekształciły się w żupany. Na ramiona zarzucano długie płaszcze, które spinano na piersiach, a na głowę zakładano okrągłe czapy z tkanin lub futer. Tyle o ubiorze.
               Kiedy cichła wojenna zawierucha, nadchodził czas na rozrywki. Jedną z nich były wspomniane wcześniej turnieje rycerskie. Pomimo, że rycerz był w zbroi oraz walczył 
z przeciwnikiem, turniej był przede wszystkim rozrywką dla widzów. Nie był traktowany jako ćwiczenia przed wyjściem na pole walki. Rycerz na turnieju miał jednak szansę zaprezentować swoje męstwo, umiejętności posługiwania się wszelaką bronią oraz zdobyć damę serca. Nie każdy jednak rycerz mógł sobie pozwolić na uczestnictwo. Cały rynsztunek przygotowany specjalnie na taką imprezę mógł poważnie nadszarpnąć niejedną sakwę 
z monetami. Dlatego uczestniczyli w nim tylko najbogatsi. Jednak to  polowania, które były niemniej popularne, scalały praktycznie cały stan rycerski. Rozrywka, jaką było polowanie, przynosiła wiele wymiernych korzyści. Chodziło o to, żeby zabić zwierzynę, z której wykorzysta się mięso, skórę i futro. Podczas łowów można było pochwalić się już nie tylko swoim bogactwem, ale głównie odwagą, ponieważ strach mógł sparaliżować najodważniejszych, gdy stanęli oko w oko z niedźwiedziem, dzikiem czy turem.


Turniej (R. Barber, Rycerze i rycerskość)
      

                 Jednak najpopularniejszą rozrywką, która nie kojarzyła się z siłą, walecznością 
i wprawą w posługiwaniu się mieczem była gra w szachy. Niestety ta forma zabawy szybko przeobraziła się w hazard, który pozbawiał nawet koni, a wiadomo koń był wtedy na wagę złota. Mniej niebezpieczne, ale również lubiane przez stan rycerski były warcaby oraz kości.
             Kolejna rocznica bitwy pod Grunwaldem zbliża się wielkimi krokami. I kolejna inscenizacja, na którą co roku przybywają tłumy ludzi. Nie dziwi nas to. Same raz uczestniczyłyśmy w tym widowisku i na pewno warte jest tego, by udać się na pola Grunwaldu i na własne oczy zobaczyć miejsce, gdzie setki lat temu starły się dwie potężne armie. I przy okazji nacieszyć oczy świetnie przygotowaną walką i mnóstwem bractw 
z różnych zakątków Europy, którzy podczas święta rozkładają tak duże obozy, że przypominają osadę rodem z średniowiecza. Życie rycerza to o wiele więcej, niż to, o czym wspomniałyśmy w tym krótkim wpisie. Mogłybyśmy pisać i pisać. Jeśli chcielibyście zapoznać się z rycerską codziennością, poczytać relację z samej bitwy (Jan Długosz nada się do tego najlepiej), czy obejrzeć zdjęcia ze współczesnych inscenizacji, zapraszamy do Czytelni WBP! Rycerz romantyczny, czy prawdziwy – każdy znajdzie coś dla siebie.


Małgorzata i Monika


Wybrane pozycje ze zbiorów Czytelni WBP