Perfekcjonista nieuleczalny i jego wizje
Ja mam najgrubszą
skórę i ja zostałem na deser. Boję się cholernie przyszłości, ale wiem, że ją
udźwignę. Oczywiście mogliśmy wszyscy żyć jak szczęśliwa rodzina z filmu, a
Tomek mógł nie mieć problemów, ale czy nasze problemy, mimo ich ciężaru, były
aż tak nie do zniesienia w porównaniu z problemami innych ludzi, o których się
czyta? To słowa Zdzisława Beksińskiego. Pochodzą z książki „Dzień po dniu kończącego się życia", którą zredagował Jarosław
M. Skoczeń. Beksiński napisał te gorzkie, a jednocześnie pełne nadziei, zdania
pod koniec XX wieku, dokładnie 31 grudnia 1999 roku. Był od mniej więcej
tygodnia sam na świecie. Ukochana żona,
Zosia, umarła z powodu pęknięcia tętniaka
w 1998, rok później (w przeddzień Świąt Bożego Narodzenia) samobójstwo popełnił
jego jedyny syn – Tomek.
Mniej więcej dwa lata temu miałam przyjemność rozmawiać z Wiesławem
Banachem, dyrektorem Muzeum Historycznego w Sanoku. Tak jak wszyscy, którzy
znali Zdzisława, dyrektor zapewniał, że Beksiński
był człowiekiem pogodnym i bardzo racjonalnym. Dyrektor Banach wyraził przypuszczenie,
że Zdzisław dożyłby późnej starości. Czy wciąż by malował? A może zafascynowałby
się czymś nowym i porzucił dotychczasowe zajęcia? Usilnie łączony ze swoimi
mrocznymi obrazami wręcz się od nich odcinał zapewniając, że tak naprawdę nie
znaczą nic. Drwił z krytyków (zwłaszcza, że bywało, że ci nie zostawiali na nim
suchej nitki!), męczyli go dziennikarze, klienci, a nawet sąsiedzi. Irytował go
nawet Piotr Dmochowski, a ich wieloletnie potyczki można śledzić w książce ”Dzień po dniu…”. Zdzisław pisząc dziennik często zastanawiał się, czy
nie pisze sam dla siebie. Najbliżsi nie żyli, a jemu pewnie przez myśl
nie przeszło, że dziesiątki tysięcy ludzi będzie interesowało to, ile Mistrz wziął kropelek środka na zgagę
albo czy danego dnia w stolicy padał deszcz. Czy to by go
ucieszyło? Raczej zdumiałoby i zażenowało.
Zdecydowanie był odludkiem, chociaż pomocnym i życzliwym jak mało kto.
Nie uczestniczył nawet we własnych wernisażach, nie można było go spotkać w
restauracji ani w mieście. Jedyne czego chciał to tworzyć oraz żeby zostawiono
go w spokoju. Nie chciał stypendiów ani honorów. Malował, fotografował, robił reliefy, potem fotomontaże. Fascynował się technologią i nadążał za
nowinkami, które pochłaniały go do końca
życia. To, jak wiemy, skończyło się nagle i w sposób, którego do dziś nie
potrafimy zrozumieć: artysta został zamordowany przez syna swojego znajomego. W
nocy z 21 na 22 lutego 2005 roku syn „złotej rączki” Beksińskiego, przyjechał żeby
pożyczyć od pracodawcy ojca pieniądze. Gdy Zdzisław chwycił za telefon, żeby zadzwonić do
swojego pracownika, dostał od młodego mordercy
kilkanaście ciosów nożem.
Jego smutna śmierć
zakończyła historię rodu i wywołała histerię, która trwa do dziś. Reprodukcje
jego prac można kupić za mniej więcej tysiąc złotych, za jego obraz trzeba zapłacić równowartość połowy kawalerki. Ludzie robią sobie
tatuaże z motywami z obrazów
Beksińskiego. Wielbiciele jego twórczości niemal pielgrzymują do Sanoka,
rodzinnego miasta malarza, a Nowohuckie Centrum Kultury w Krakowie, które ma
imponujący zbiór prac malarza, to stały
punkt podróży wszystkich, którzy kochają twórczość Beksińskiego. Po „Ostatniej
Rodzinie”(film można wypożyczyć u nas!) w reżyserii Jana P. Matuszyńskiego, „moda” na
Beksińskich nie słabnie. W księgarniach pojawiło się wiele nowych albumów z
twórczością Zdzisława. On sam, nieuleczalny perfekcjonista, był zmorą wszystkich fachowców. Nieważne czy malował nowy obraz, jechał kupić nowy
aparat fotograficzny, asystował przy naprawianiu toalety, czy doglądał stawianiu
w Sanoku rodzinnego grobowca. Dawał się we znaki wszystkim, wszystkim się
interesował i był przekonany, że wszystkiego musi dopilnować sam.
Mamy w Wypożyczalni „Portret podwójny” Magdaleny
Grzebałkowskiej, tam też czeka na Was przejmujące „Dzień po dniu...” Jarosława
M. Skocznia. W Czytelni udostępniamy albumy z twórczością Beksińskiego i archiwalne
numery czasopism z artykułami na ten temat. To straszne fatum czy może Beksińscy po prostu mieli zwykłego pecha? Umierali
kolejno, aż nie został nikt. To rozpala wyobraźnię. Czy słusznie? Sami
możecie spróbować ocenić.
Kasia
![]() |
Zdzisław Beksiński w pracowni. Zdjęcie pochodzi z albumu Beksiński 2, pod redakcją Joanny Kułakowskiej-Lis, Olszanica 2002 |
![]() |
Artykuły w Czytelni Czasopism. Niewielka część naszych zbiorów na temat Zdzisława Beksińskiego. Polityka (nr 43 z 2016) i Gazeta Wyborcza ( nr 36 z 2014 i nr 73 z 2016) |
![]() |
Albumy z twórczością Zdzisława Beksińskiego dostępne w Czytelni WBP
|