Niezwykłe przygody Mirosława Nahacza
Kiedy
jednej z upalnych nocy lata 2007 roku dowiedziałem się, że Mirosław Nahacz
popełnił samobójstwo, poczułem się, jakby zginął mój dobry przyjaciel, i wcale
w tym miejscu nie przesadzam. Samego Nahacza nie zdążyłem poznać, czytałem
jednak wszystkie trzy wydane pod jego nazwiskiem powieści i przepadałem za
nimi, zwłaszcza za Bocianem i Lolą,
ostatnią z wydanych za życia książek pisarza. Dlatego właśnie czułem się, jakby
prozaik był moim przyjacielem; myślę, że dogadalibyśmy się, ponieważ z jego
tekstów byłem w stanie wyczytać poglądy, oceny, ujrzeć wizje i poczuć emocje,
które sam znałem bądź odczuwałem. Nie poznaliśmy się jednak, bowiem Nahacz
zabił się w wieku zaledwie dwudziestu trzech lat i nie poznał już nikogo
więcej, ja zaś poczułem, jakby zginął mój przyjaciel oraz że jego ogromny
literacki talent bezpowrotnie przepadł. Dwa lata później, w 2009 roku,
czytelnicy rzeczonego pisarza otrzymali jeszcze prezent – Prószyński i S-ka
wydało drukiem Niezwykłe przygody Roberta
Robura, powieść, którą Nahacz złożył u nich niedługo przed swoją śmiercią i
której nie chciało opublikować Czarne, wydawnictwo jego poprzednich powieści.
Mirosław Nahacz Źródło: https://czarne.com.pl/katalog/autorzy/miroslaw-nahacz |
Można
poniekąd zrozumieć Andrzeja Stasiuka, szefa Wydawnictwa Czarne, który zresztą
odkrył talent Nahacza – bowiem Niezwykłe
przygody… bardzo różnią się od poprzednich trzech książek tego prozaika,
liczą sobie pięćset stron i nie są lekturą łatwą. Wielowątkowy, wielogłosowy
tekst ma ambicje bycia powieścią totalną, opisującą wieloaspektową, złożoną
rzeczywistość dystopijnego Świetlnego Miasta. Owo miasto-moloch, zarówno za
dnia, jak i w nocy jest bezustannie rozświetlone milionem lamp i żarówek, a
ciemność jest nie tyle nielubiana, ile znienawidzona; mieszkańcy molocha boją
się jej najbardziej na świecie i robią wszystko, żeby jej nie doświadczać,
przez co światła ich miasta nie gasną nigdy. Porządku i Światłości pilnują Siły
urzędu Energii, których funkcjonariusze mogą zapukać do każdych drzwi,
zatrzymać każdego, kto nie ma ze sobą dokumentów i ogólnie mają wielkie
kompetencje, a mieszkańcy miasta zwyczajnie się ich boją. Świateł Świetlnego
Miasta pilnuje Centralna Elektrownia, a – oprócz Światłości – ludzie są
uzależnieni od jeszcze jednej rzeczy: telewizyjnego serialu Wściekłość i wrzask. Codziennie o
godzinie 3:33 emitowany jest nowy odcinek, a serial ogląda dziewięciu na
dziesięć mieszkańców miasta; Na dziesięć
osób ogląda nas dziewięć. Poszukajmy go wspólnie – głosi reklamowy baner
serialu. Ludzie wprost pożerają wzrokiem Wściekłość
i wrzask, a później bezustannie myślą i dyskutują o obejrzanej fabule, jej
bohaterach i wydarzeniach. W takiej nieustannie sztucznie rozświetlonej
rzeczywistości czytelnik poznaje Roberta Robura – byłego telewizyjnego
scenarzystę, którego właśnie rzuciła dziewczyna i który otrzymuje telefon od Matheo
DeZi, szefa projektu Wściekłość i wrzask,
z intratnym zaproszeniem do współpracy. Robur akceptuje owo zaproszenie i tak
zaczynają się jego kłopoty, które zmienią nie tylko jego życie, ale też całe
Świetlne Miasto, jak również Południe, region, z którego pochodzi mężczyzna.
Jak
już napisałem, Niezwykłe przygody… są
powieścią obszerną i wielowątkową. Oprócz dziejów tytułowego Roberta Robura,
czytelnik ma możliwość prześledzić historie wielu postaci – takich jak, między
innymi: praworządny funkcjonariusz SuE Mirosław Kryzys; Mistrz – szary, smutny
proletariusz, który pod wpływem tajemniczej postaci z ekranu telewizora zmienia
się w charyzmatycznego przywódcę religijnego; Małgorzata von Ungier, piękna i
niebezpieczna gwiazda telewizji na usługach Matheo DeZi; telewizyjny Operator
owładnięty seksualną manią na punkcie von Ungier. Wątek telewizyjny jest
zresztą w powieści bardzo mocno obecny – zwykli ludzie patrzą tu w ekran bez
końca, a ci, którzy tego nie robią, z miejsca stają się podejrzani.
Przygody
Roberta Robura są rzeczywiście niezwykłe – to niezła intryga sensacyjna,
mroczna i halucynacyjna; jest też w tej powieści jakaś aura samobójczej
desperacji – tytułowy bohater dąży do celu za wszelką cenę, w lunatycznym
transie, i nic nie może go powstrzymać; zachowuje się tak, jakby nie miał nic
do stracenia. Maja, tajemnicza dziewczyna o pięknych, pełnych ustach, którą
Robur poznaje, ucieka przed wrogim systemem razem z nim – przypomina to nieco fabułę
Roku 1984 George’a Orwella i kończy
się równie fatalnie, ponieważ wiadomo, że nie da się i nie ma gdzie uciec.
Finalnie leje się krew, a zakończenie jest iście hamletowskie.
Niezwykłe przygody Roberta Robura to
książka dobrze napisana, zborna, wciągająca. Niestety sama końcówka mogłaby być
nieco bardziej dopracowana, ale nie miał kto tego zrobić – redaktorzy nie
chcieli pisać za Nahacza, więc zakończenie jest trochę urwane. Nie zmienia to
jednak wartości tej obszernej powieści, którą autor napisał w wieku dwudziestu
trzech lat; jak więc pisałby w wieku lat trzydziestu trzech?... Jego śmierć to
nieodżałowana strata.
Michał