Maszyna z duszą

źródło: https://pixabay.com/pl/

              Ręka w górę, kto nigdy nie widział komputerowej klawiatury? Nie wspominam już 
o pisaniu, czy nawet dotykaniu jej, bo dla niektórych to wciąż może być przedmiot niezwykle groźny i zagrażający życiu… Ale czy jest ktoś, kto choć raz jej nie widział? No właśnie, każdy widział. Czy to w domu, czy to wpatruje się w nią codziennie w pracy, czy na poczcie, w banku, a może u wnuka w pokoju. Nie jest to już nic niespotykanego. Ale czy wszyscy wiedzą, czym była jej poprzedniczka? Myślę, że starsze pokolenie będzie mogło szerzej wypowiedzieć się na ten temat, bo mam na myśli maszynę do pisania. Na pierwszy rzut oka, niespecjalnie się różni od klawiatury, może poza rozmiarem. Warto przyjrzeć jej się bliżej.
                Rząd klawiszy, u góry głowica do nawijania papieru (tzw. wózek), taśma nasączona tuszem. Ciężka, solidna konstrukcja. Moim zdaniem, ogólnie o wiele ładniejsza od dzisiejszych plastikowych klawiatur (wiem, wiem, przemawia przeze mnie archeologiczne zacięcie, ale co ładne to ładne ;)). Sam sposób pisania również odbiega od tego znanego nam dzisiaj. Żeby cokolwiek przenieść na papier, trzeba mocno i energicznie uderzać 
w poszczególne klawisze. Można zapomnieć o delikatnym muskaniu przycisków. 
I w niektórych modelach zdarzają się drobne różnice w rozmieszczeniu poszczególnych literek. Jestem przyzwyczajona do dzisiejszych klawiatur. Znam je w miarę dobrze i pisząc, nie zawsze spoglądam na nią. Kiedy zasiadłam do maszyny do pisania okazało się, że literki „y” i „z” są zamienione miejscami. Po napisaniu kilku słów, zdziwiona wyciągnęłam kartkę 
i przyjrzałam się zdaniu. Efekt był co najmniej ciekawy. 

Akurat w tym przypadku literki są na swoim miejscu ;) (źródło: https://pixabay.com/pl/)

                Marginesy, czy ogólnie samo rozmieszczenie tekstu na stronie, również należy do nas. Oczywiście, pisząc na komputerze, także decydujemy o tym wszystkim, ale to program dba, żeby wszystko było równe i takie jak należy. Przy maszynie trzeba już liczyć na swój wzrok. Może to i lepiej? Ludzie bardziej zastanawiali się nad tym co piszą, bo każde nieprzemyślane słowo mogło skutkować zmarnowaniem strony i pisaniem wszystkiego od początku. Nie wspominając już o konieczności znajomości gramatyki i podstawowych zasad ortografii. Bo przecież pisząc na maszynie nie da się wcisnąć „Backsapce” i wszystko wymazać, ani program nie poprawi za nas błędu.
                Uważam, że pisanie na maszynie było czymś w rodzaju sztuki. Wymagało nie tylko wiedzy z zakresu znajomości języka, ale również jakiegoś zmysłu estetycznego. Żeby nie tracić siły i czasu na kolejne przepisywanie tego samego, trzeba było się  skupić i w pełni oddać zajęciu. Dzisiaj straciło ono na wartości, bo wszystko zrobi za nas komputer. Nawet całych słów nie trzeba pisać, bo program podpowie, o jakie nam może chodzić. Sama staram się przy pisaniu nie korzystać z komputera. Po pierwsze, pisząc ręcznie przychodzą mi do głowy dużo ciekawsze pomysły (nie wiem, jak to się dzieje, ale tak jest). Po drugie, nie zapominam zasad ortografii. Po trzecie, odczuwam jakąś większą satysfakcję, kiedy patrzę na ukończony tekst. Ale to oczywiście tylko moje preferencje. Każdy ma prawo do swoich.
                 W ostatnią sobotę (7.09) w bibliotece mieliśmy możliwość nieco rozruszać stare klawisze maszyn. Przy okazji Narodowego Czytania postanowiliśmy zebrać kilka egzemplarzy starego dobrego Łucznika, które posiadamy i pokazać je odwiedzającym nas gościom. Oczywiście nie stały jako eksponaty muzealne. Każdy mógł zasiąść do maszyny 
i własnoręcznie napisać wybrany przez siebie tekst, bądź przepisać fragment jednej z ośmiu nowel z ósmej już edycji wspólnego czytania polskiej literatury. Na koniec można było zabrać swój tekst, opatrzony pamiątkową pieczęcią. 


                  Starsi uczestnicy z nostalgią wspominali swoje egzemplarze i czas spędzony przy nich, a młodzi z zaciekawieniem zasiadali do przycisków i słuchając rad doświadczonych, 
z entuzjazmem zapisywali kolejne strony. Na ich zdziwienie brakiem funkcji „kasuj” oraz na późniejszą radość z napisanego tekstu aż przyjemnie się patrzyło. Myślę, że tegoroczne Narodowe Czytanie w naszym przypadku odniosło więcej niż jeden sukces. Nie tylko przypomnieliśmy nowele wybitnych pisarzy polskiej literatury, ale również odkurzyliśmy pamięć o maszynach do pisania, które uważam, że nie powinny być chowane w piwnicy 
i zapomniane. Ale, jak to zwykle w takich przypadkach bywa, wszystko w naszych rękach.

Monika