Słowiańskie bestie


           Opracowania o potworach, w które wierzono, mówią o ludzkim umyśle więcej niż studia z zakresu psychologii czy antropologii. Tak przynajmniej twierdzi  David Day, autor „Bestiariusza Tolkienowskiego”. W swojej książce, z której pochodzi ta opinia, wziął na warsztat  świat stworzony przez J. R. R. Tolkiena, ale to twierdzenie dotyczy ogólnie tego, co ludzie opowiadali sobie przez wieki.  Rzeczywiście, można w tych opowieściach znaleźć to, czego od zawsze ludzie się bali: spotkania duchów w drodze z pola, utraty majątku, czy chorób rodziny. W ten sposób prości ludzie tłumaczyli sobie też różne zjawiska. Na przykład udar słoneczny, którego efekty miała wywoływać Południca (moim zdaniem jedna z najstraszniejszych i jednocześnie bardzo inspirujących istot w demonologii). Południca zsyłała nie tylko ból głowy i uczucie „splątania”. Potrafiła też okrutnie zabijać tych, którzy nieopatrznie zdrzemnęli się na polu w środku dnia. Inne wierzenia miały przestrzegać przed poniewieraniem się w nocy (zwłaszcza będąc pod wpływem alkoholu!), bo wtedy można się było natknąć na Bełta. Inne istoty zostały stworzone by dawać ukojenie po śmierci dziecka. Taką właśnie rolę spełniało przybycie do domu duszka zwanego Stradczę. To niegroźny duch, którego autorzy „Bestiariusza Słowiańskiego” nazywają „uskrzydlonym trupkiem”. Mały nieboszczyk miał zjawiać się w chałupie siedem lat po swojej śmierci 
i prosić o chrzest, którego zazwyczaj nie zdążył mieć za życia. Bardzo ważną rolę 
w słowiańskich wierzeniach demonicznych odgrywały burze i wichury. Nic dziwnego, to żywioły, które przez swoje niszczycielskie działanie  mogły pozbawić dobytku życia. 
W niektórych rejonach Słowiańszczyzny wierzono w istoty zwane Płanetnikami (lub też Chmurnikami i Obłocznikami). Mieli to być ludzie, którzy w trakcie nadciągającej burzy unosili się w powietrze, aby przenieść chmury w inne miejsce. Tak nazywano także osoby, które w trakcie burzy udawały się w pole, by tajemniczymi gestami i zaklęciami przegnać żywioł.   




Południca, praca Nadehzdy Antipowej, źródło: Wikipedia



                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                          Dawniej bestiariusze były pisane przez uczonych mnichów i można w nich było przeczytać o egzotycznych i zwyczajnych (o ile stwory mogą być zwyczajne) istotach. Początki takich dzieł tkwią w tradycji antycznej, w literaturze Grecji i Rzymu. Później opowieści z dreszczykiem zawitały pod strzechy. Miały nie tylko tłumaczyć codzienne zjawiska, ale też dostarczać rozrywki w czasach gdy nie było telewizji, internetu i radia. Aby wysłuchać historii, gromadziła się rodzina, znajomi, a nierzadko prawie cała wieś.  Paweł Zych i Witold Vargas, autorzy świetnych ”Bestiariuszy Słowiańskich” twierdzą, że „nasi przodkowie kochali niesamowite opowieści. Czy to przy pasterskim ognisku, czy w zadymionej chłopskiej chacie, czy też w modrzewiowym dworku – po zapadnięciu zmroku snuto dziwne i tajemnicze historie. Czasem mroczne, a czasami wesołe, tajemnicze i rubaszne, straszne lub wzruszające, do śmiechu i ku przestrodze, zawsze jednak oryginalne, nieskrępowane niczym poza fantazją autora.” To co dzieje się z nami w czasie snu, nadal wywołuje niepewność, mimo tego, że nauka poszła do przodu, a my sami jesteśmy często bardzo racjonalni. Paraliż senny  zazwyczaj łączy się z niemożnością poruszenia się, halucynacjami (uczucie czyjejś obecności w pokoju) czy wrażeniem bycia duszonym. Nasi przodkowie mieli na to proste wyjaśnienie. To nic innego jak… Zmora. Sposobom jak się przed nią uchronić Leonard J. Pełka poświęca sporo uwagi w „Polskiej demonologii ludowej”. Zmora „znacznie silniejszy (niż Nocnica, która miała dręczyć niemowlęta - przyp. autorki) ślad odcisnęła w naszej kulturze ludowej”. Zmorą miała  być osoba, która w normalnym życiu zazwyczaj była bezkonfliktowa. Jednak nocami opuszczała swoje ciało by pod postacią jeża, ćmy lub chudej kobiety, dokuczać śpiącym sąsiadom. Trzeba więc było mieć się na baczności, bo zmorą mógł być każdy. Nic więc dziwnego, że  było sporo sposobów, żeby uchronić się przed atakiem Gnieciucha, bo tak też nazywano Zmorę. Niektóre dość osobliwe. Na przykład to, że zasypiając należy poruszać dużym palcem u nogi, albo spać z siekierą lub stawiać koło łóżka nóż na sztorc. Zasypianie z chlebem w ustach, choć niosło z sobą ryzyko zadławienia,  też miało chronić przez Zmorą.



Bestiariusze, które są w Czytelni Książek





O te publikacje też pytajcie w Czytelni!




          Każda epoka decyduje o tym, co w danym momencie straszy, czytamy w „Zwierzoczłekoupiorze, wampirach i innych bestiach” Piotra Kowalskiego. Kultura popularna korzysta z  naszych strachów i obaw,  przerabiając je z powodzeniem na horrory, thrilery, apokaliptyczne filmy, czy powieści. Czerpią z dawnych wierzeń też artyści. KaeReL (Karol Kalinowski, rysownik i scenarzysta komiksowy) umieścił w „Kościsku”postać Leszego.  Bestiariusze to świetna rozrywka i edukacja w jednym, bo dzięki nim dowiadujemy się, czego obawiali się nasi przodkowie i jak sobie z tym radzili. 




Mamy też komiks "Kościsko" KaeReLa


Kasia