Mniej czyli więcej?



     Niezawodną jest rzeczą, że kosmetyki nie pomagają, lecz prędzej psują płeć… pisała Lucyna Ćwierczakiewiczowa w książce „Cokolwiek bądź chcesz wyczyścić czyli Porządki domowe”. Była felietonistką i autorką poradników o urodzie, gotowaniu i sprzątaniu. Jej majątek wyceniano w 1884 roku (czyli już na dwa lata zanim powstał wspomniany poradnik) na 84 tysiące rubli (!) można więc potwierdzić, że autorka wiedziała co mówi, a na jej porady było ogromne zapotrzebowanie. Pod koniec XIX wieku jej poradniki były skierowane tylko do pań i panien, bo o czymś takim jak sprzątający albo gotujący mężczyźni, a tym bardziej o singlach prowadzących własne gospodarstwo domowe, wtedy jeszcze nikomu się nie śniło. Śmieszne czy nawet egzotyczne mogą nam się wydawać dziś porady pani Ćwierczakiewiczowej. Autorka radzi barwienie koronek w szafranie a nawet prucie i ponowne przyszywanie części sukien przed i po praniu – kto dziś, gdy mamy pralki automatyczne, a pralnie chemiczne są niemal na każdym rogu miałby czas na to wszystko? W jednym trzeba jednak przyznać autorce rację – większość rzeczy jesteśmy w stanie doprowadzić do stanu świetności za małe pieniądze. Co więcej, wcale nie jest nam potrzebne do tego mnóstwo chemii. Nasze współczesne półki zaczęły uginać się pod ciężarem produktów – inny służy do czyszczenia piekarnika, innym polerujemy drewnianą podłogę, kolejnym kafelki, a jeszcze inny wlewamy do muszli klozetowej. Wszystko napędza wszechobecna reklama, której twórcy próbują wmówić nam, że zadbany dom to taki, gdzie wstępu nie mają bakterie i który pachnie chemiczną czystością. Efekt? Ludzie miewają dziś alergie o których nawet nie słyszeli nasi dziadkowie. Przy relatywnie dłuższym życiu, bo co do tego nie ma wątpliwości, mamy coraz gorsze zdrowie.

     Zaradzić próbują temu osoby takie jak Urszula Giercarz. Autorka w swojej książce „Ekologiczne sprzątanie”, radzi, żeby przestać kolekcjonować chemię z marketów. Według niej, cały dom można posprzątać na błysk za pomocą sody oczyszczonej, octu, soli i szarego mydła. Tymi, z pozoru skromnymi, środkami możemy umyć naczynia, wyprać dywan, a nawet zaradzić nieprzyjemnym zapachom wydobywającym się z kociej kuwety.  Czy więc mniej znaczy więcej? Tak twierdzą specjaliści i  dotyczy to wszystkiego: od sprzątania w domu, poprzez zakupy aż do naszych emocji. Katarzyna Kucewicz w swojej książce „Zakupoholizm” przekonuje nas, że od przymusu kupowania można się uwolnić. Wystarczy chcieć się zmienić i przyznać, że mamy problem. Uzależnienie od zakupów – plaga naszych czasów to jedno z głównych problemów w świecie, gdzie być czy mieć przestało być pytaniem, bo przecież mieć znaczy… być.



     Na szczęście coraz więcej osób odkrywa, że posiadanie, czy też fantazjowanie o nowych rzeczach, nie uczyni nas szczęśliwszymi. Jeśli ktoś  chciałby zagłębić się w temat i dowiedzieć się co z materializmem mają wspólnego uczucia takie jak: zaborczość, niechęć do dzielenia się i zawiść (nomen omen – envy – nazwa pewnie dobrze znana miłośniczkom drogich perfum), może sięgnąć po „Psychologiczne aspekty posiadania” Małgorzaty Górnik–Durose. Czasem dobrze jest przeanalizować skąd biorą się nasze pragnienia, bo zrozumienie to pierwszy krok do wyleczenia. A potem możecie sprawdzić, czy minimalizm może być źródłem szczęścia. Na przykład z pomocą poradnika Anny Mularczyk-Meyer.
Wszystko bardzo na czasie. Sporo na ten temat znajdziecie u nas.


Kasia



Zdj. Od lewej: U. Giercarz, Ekologiczne sprzątanie. Skutecznie, zdrowo, tanio, M. Górnik - Durose, Psychologiczne aspekty posiadania -  między instrumentalnością z społeczną użytecznością dóbr materialnych, K. Kucewicz, Zakupoholizm. Jak samodzielnie uwolnić się od przymusu kupowania, L. Ćwierczakiewicz, Cokolwiek bądź chcesz wyczyścić czyli Porządki domowe




Zdj. A. Mularczyk-Meyer, Minimalizm po polsku, czyli jak uczynić życie prostszym