Wycinek rzeczywistości
„Reporterska ciekawość świata to rzecz charakteru. Są
ludzie, których świat w ogóle nie interesuje. Własny świat uważają za cały
świat. I to też trzeba cenić. Konfucjusz powiedział, że świat najlepiej
poznawać nie wychodząc ze swojego domu. I jest w tym jakaś prawda. Nie trzeba
koniecznie podróżować w przestrzeni. Można odbywać podróże w głąb własnej
duszy. (…) Są jednak ludzie, którzy muszą poznawać świat w całej jego
różnorodności – stanowi to część ich natury.” Trafnie napisane. Cytat pochodzi
z „Autoportretu reportera” Ryszarda Kapuścińskiego. A wy, jakimi typami
jesteście? Ciekawskimi, czy raczej unikającymi tłumów? Ostatnio znalazłam się w
niedzielę na Plaży Miejskiej. Choć to nie była egzotyczna podróż, bo przecież
cały czas byłam w Olsztynie, poczułam stres. Ludzi było za dużo, głośno mówili,
szli tłumnie, a ja jedyne, na co miałam ochotę to… uciekać do domu. Podobne
odczucia, choć w wersji ekstremalnej, miałam podczas koncertu Queen na
wrocławskim stadionie. Gdy wróciłam do domu uświadomiłam sobie, że najbardziej
lubię słuchać muzyki z płyty. Introwertyczne usposobienie (proszę nie mylić z
nieśmiałością!) wcale nie przeszkadza mi w docenianiu książek reporterskich.
Kilka miesięcy temu podczas Kreatywnego Dyskusyjnego Klubu Książki omawialiśmy
„Białe” Ilony Wiśniewskiej. Książka Polki mieszkającej na Spitsbergenie nie jest typowym reportażem. Autorka
zrobiła gruntowny riserdż. Z książki możemy dowiedzieć się między innymi jakie
są historie osób z różnych zakątków globu; osób, które zamieszkały na najmroźniejszej
wyspie świata. Ale ta książka to też piękne, niemal poetyckie opisy zimowego
krajobrazu. W styczniu uczestniczyłam w interesującym szkoleniu "O
reportażu
i nie-reportażu w pracy DKK” na przykładzie książki "Atlas lękliwego mężczyzny" Christopha Ransmayra", które prowadził Rafał Grzenia. Prelegent polecił nam się zastanowić, czy książki reporterskie nadają się do dyskusji. Uważam, że jak najbardziej! To jakiś wycinek rzeczywistości, nieraz będący punktem wyjścia do obejrzanych filmów, przeczytanych wierszy, wysłuchanych piosenek, czy własnych przeżyć na określony temat. Nie trzeba być Martyną Wojciechowską, żeby z zainteresowaniem czytać o podróżach innych osób. Ostatnio nie mogłam się oderwać od książki „Umarłem cztery razy”
o Piotrze Pogonie. Bohater bez jednego płuca wspiął się na najwyższe szczyty Afryki
i Ameryki. Przebiegł setki kilometrów w maratonach. Miał (chyba można mówić, że nadal ma) raka z przerzutami. W jego przypadku maksyma „od zera do bohatera” w ogóle się nie sprawdza, bo w jego kolejach losu nie ma tylko czerni i bieli. Życie bohatera pokazuje, że pieniądze nie muszą iść w parze ze szczęściem, a spełnianie swoich marzeń ze spełnieniem w miłości. Do tego dobrzy ludzie odchodzili z jego życia, bo mieli inną wizję pomagania.
A on? Ciągle robi swoje. I realizuje po kolei swoje zamierzenia, bo jak sam twierdzi „jego zegar tyka szybciej”, a on ma „onkologiczne ADHD”.
i nie-reportażu w pracy DKK” na przykładzie książki "Atlas lękliwego mężczyzny" Christopha Ransmayra", które prowadził Rafał Grzenia. Prelegent polecił nam się zastanowić, czy książki reporterskie nadają się do dyskusji. Uważam, że jak najbardziej! To jakiś wycinek rzeczywistości, nieraz będący punktem wyjścia do obejrzanych filmów, przeczytanych wierszy, wysłuchanych piosenek, czy własnych przeżyć na określony temat. Nie trzeba być Martyną Wojciechowską, żeby z zainteresowaniem czytać o podróżach innych osób. Ostatnio nie mogłam się oderwać od książki „Umarłem cztery razy”
o Piotrze Pogonie. Bohater bez jednego płuca wspiął się na najwyższe szczyty Afryki
i Ameryki. Przebiegł setki kilometrów w maratonach. Miał (chyba można mówić, że nadal ma) raka z przerzutami. W jego przypadku maksyma „od zera do bohatera” w ogóle się nie sprawdza, bo w jego kolejach losu nie ma tylko czerni i bieli. Życie bohatera pokazuje, że pieniądze nie muszą iść w parze ze szczęściem, a spełnianie swoich marzeń ze spełnieniem w miłości. Do tego dobrzy ludzie odchodzili z jego życia, bo mieli inną wizję pomagania.
A on? Ciągle robi swoje. I realizuje po kolei swoje zamierzenia, bo jak sam twierdzi „jego zegar tyka szybciej”, a on ma „onkologiczne ADHD”.
Książka będzie omawiana podczas marcowego spotkania Kreatywnego DKK |
Inną książką, która zrobiła na mnie duże wrażenie był
„Portret podwójny” Magdaleny Grzebałkowskiej.
Przeczytałam w napięciu i od tej książki zaczęło się moje
zainteresowanie rodziną Beksińskich. Potem przeczytałam na ten temat wszystko
co wpadło mi w ręce, obejrzałam „Ostatnią rodzinę” i materiały, które nagrywał Zdzisław
Beksiński. Jeszcze
w poprzedniej pracy przeprowadziłam wywiady z Wiesławem Banachem, dyrektorem Muzeum w Sanoku i Aleksandrą Konieczną, odtwórczynią roli Zofii Beksińskiej w „Ostatniej rodzinie”. Marzy mi się jeszcze pojechać do Sanoka i pewnie w końcu to zrobię :) Tak więc czytanie reportaży może być trochę niebezpieczne, bo efekt takiego czytania można przyrównać do odkręcenia kurka z wodą. A ile można poświęcić, żeby mieć dobry materiał? Okazuje się, że całkiem sporo. Rafał Grzenia wspomniał w czasie szkolenia
o Ryszardzie Kapuścińskim, ikonie polskiego reportażu, któremu czasem się niestety zdarzało (mówiąc delikatnie) minąć z prawdą. W jednej z książek autor wspomina o pobycie w Rosji. Mróz był tak wielki, że znajoma miała mu pokazywać korytarze w powietrzu, powstałe wskutek przejścia człowieka (którego ciało jest ciepłe). Piękne zjawisko. Szkoda, że nieistniejące. Widocznie, żeby pisać dobre reportaże, trzeba mieć niesamowitą wrażliwość
i „radar” na to, co dzieje się wokół. A czasem też… bujną wyobraźnię.
w poprzedniej pracy przeprowadziłam wywiady z Wiesławem Banachem, dyrektorem Muzeum w Sanoku i Aleksandrą Konieczną, odtwórczynią roli Zofii Beksińskiej w „Ostatniej rodzinie”. Marzy mi się jeszcze pojechać do Sanoka i pewnie w końcu to zrobię :) Tak więc czytanie reportaży może być trochę niebezpieczne, bo efekt takiego czytania można przyrównać do odkręcenia kurka z wodą. A ile można poświęcić, żeby mieć dobry materiał? Okazuje się, że całkiem sporo. Rafał Grzenia wspomniał w czasie szkolenia
o Ryszardzie Kapuścińskim, ikonie polskiego reportażu, któremu czasem się niestety zdarzało (mówiąc delikatnie) minąć z prawdą. W jednej z książek autor wspomina o pobycie w Rosji. Mróz był tak wielki, że znajoma miała mu pokazywać korytarze w powietrzu, powstałe wskutek przejścia człowieka (którego ciało jest ciepłe). Piękne zjawisko. Szkoda, że nieistniejące. Widocznie, żeby pisać dobre reportaże, trzeba mieć niesamowitą wrażliwość
i „radar” na to, co dzieje się wokół. A czasem też… bujną wyobraźnię.
Książki dostępne w Czytelni i Wypożyczalni |
Kasia